Karolina Wróbel 

PERYFERIA EUROPY – NA WSCHÓD OD EDENU

Różnorodność w jedności okazuje się być niekiedy wartościową mieszaniną. Napiętrzenie wielu niespójnych wątków pozwala na poszerzenie percepcji i unaocznienie wielu ważnych kwestii. Lubię podróżować. Lubię siedzieć w swoim pokoju i wspominać: Podróże, własne życie, dzieciństwo, wspominać własne wspomnienia, własne kłamstwa. To wszystko się miesza i czasami próbuję jakoś dojść z tym do ładu. Próbą bynajmniej nie usystematyzowania, ale zapisu refleksji jest Fado Andrzeja Stasiuka, czyli książka, sprawiająca wrażenie mimowolnych zapisków, luźno powiązanych rozdziałów. Pomimo kolażowości kompozycji bez trudu z tej wielorodności wydobywamy jeden obraz patronujący całości – obraz człowieka. Stasiuk staje się zarówno antropologiem życia, jak i kultur – tych peryferyjnych, na wschód od Edenu.

Jak mało kto, Stasiuk wnika w głąb świadomości mieszkańca Europy Wschodniej. Dzięki niemu poznajemy m.in. Albanię, Serbię, Czarnogórę, Rumunię. Na drodze jego wędrówki spotykamy pijaków, biedaków i Cyganów. W swoich książkach Stasiuk zagłębia się w świat zapomniany, traktowany marginalnie, uważany za gorszy od rozbawionego i znudzonego Zachodu. Dostrzega w nim naturalną siłę, swoiste natura naturans. Prezentacja świata zapoczątkowana w Jadąc do Babadag, a kontynuowana w Fado, posiada coś magicznego i niezrozumiałego dla zwykłego turysty. Stasiuk staje się włóczęgą, badaczem kultury krajów dzikich. Wnika głęboko w ich immanentność poprzez obserwację uczestniczącą i wydobywa z niej naturalne piękno, czyli niczym niezachwianą prostotę. W jego twórczości dominuje przede wszystkim apoteoza prowincjonalności w opozycji do Europy, starej części kontynentu, która w swej czystości i ekonomiczności jest wielobarwna, choć nijaka. Wytwarza homines economici niedorównujących w swej niepowtarzalności ludziom z zapomnianych części Europy.

Stasiuk nie wyrusza bynajmniej w podróż, by podziwiać piękne widoki i kolekcjonować ładne pejzaże, ale po to, by odkrywać, próbować zrozumieć współczesny świat w całej jego złożoności. Jest przede wszystkim ciekawy drugiego człowieka. To poznanie wymaga od niego wysiłku i otwartości na doświadczenie kulturowej inności utożsamianej z obywatelami gorszego świata. Każda kultura posiada charakterystyczną dla siebie cechę – etnocentryzm, chęć traktowania własnej osobności jako prymarnej. Stasiuk, stając się antropologiem, kieruje się zasadą relatywizmu kulturowego. Ocenia dany dorobek kulturowy w kontekście, w jakim on funkcjonuje. Odrzuca więc możliwość wartościowania danej kultury przez pryzmat własnych wartości, nie poszukuje miernika w kulturach Zachodu. Zestawia dwa światy na zasadzie opozycji. Okazuje się, że Polacy w swej mentalności podobni są do mieszkańców Europy Wschodniej. Polska usytuowana na pograniczu, w części środkowej, wlicza się do pasa ludności mieszanej i jest bliższa proweniencji wschodniej. Mieszkańcom tej części Europy właściwa jest ucieczka od własnego życia i poszukiwanie wzorców w zachodniej popkulturze, po to, by stać się kimś innym, lepszym. O ile w wysoko rozwiniętych kulturach jest to rzecz oswojona i codzienna, o tyle dla mieszkańców „antyświata” jest to raczej marzeniem. Transkulturowość zakłada przecież przemieszczanie wzorów kulturowych, ale nie kosmopolityczną, usilną chęć dorównania obcym przy jednoczesnej negacji własnej inności.

Stasiuk konstatuje, jakoby niewyobrażalnym jest, aby zniknąć miało to, co do tej pory wytworzyła nasza część kontynentu. Nieporządek, niefrasobliwość, skłonność do konfabulacji to realia, w których nauczyliśmy się żyć, doprowadzając tę sztukę do mistrzostwa. Przejmując biblijną retorykę, należy zaznaczyć, że Stasiuk rozważa apokaliptyczną wizję przyszłości, mianowicie zagładę wielokulturowości. Zniknie Polska, Francja, Włochy – na rzecz jednorodności, połączenia Wschód – Zachód. Tym, co pozostanie, będzie Coca-Cola, Microsoft i Johny Walker.