Ewa Niemier

O METAMORFOZACH BEZSENNOŚCI, NIEPOKOJU DUSZY I ŻYCIU W RĘKACH CZŁOWIEKA

Obudziłam się dzisiaj wcześnie, około drugiej w nocy. Poprzedniego dnia moje nerwy były wyeksponowane na wszelkie zewnętrzne drgania otoczenia, turbulencje werbalne ludzi, których spotkałam. Nie były to jednak wyjątkowo związane z przypadłością kobiecego rytmu życia, nie był to nawet najprostszy fizjologiczny ból głowy, zwany niekiedy przez złośliwców „globusem”. Więc co takiego? Sama sobie zadaję pytanie. Teraz odpowiedź byłaby prawdopodobnie górnolotna. Niech więc konkluzja zostanie zapisana tam, gdzie jej miejsce – na końcu moich, niekontrolowanie filozoficznych, zmagań z tematyką snu i bezsenności. Rozpatrywaną w wielu wymiarach. W pewnym sensie „obiekty” moich dociekań nie pozwalają mi pozostać na poziomie zupełnie przyziemnych rozważań. Choć wiem, że wszystko najbardziej autentyczne, co nas dotyczy, jest „najzwyczajniej” proste.

Rzecz będzie o śnie.
A raczej o bezsenności. Bynajmniej nie po to, aby znaleźć wspólny mianownik w dyskusji z każdym z nas. Przecież sen i jego przeciwieństwo, bezsenność, to czynności ponadkulturowe i ponadnarodowe. Niezależne od rasy, szerokości geograficznej i rocznych opadów deszczu na milimetr sześcienny. Odrzucam również pozbawioną metafory i głębi wizję snu jako czynności czysto fizjologicznej. Choć dlaczego by przy okazji nie zbadać, co o naszej bezsenności, wymiennie bezsilności, piszą poczytne periodyki medyczne lub strony jakiejkolwiek wyszukiwarki internetowej?

Statystyki bezsenności fizjologicznej.
Statystycznie sprawa wygląda następująco: „W Polsce – na podstawie badań ankietowych – stwierdzono, że ponad połowa ludzi budzi się rano z poczuciem zmęczenia, co trzeci Polak odczuwa senność w ciągu dnia i tyle samo bierze tabletki nasenne”.
. Można by mniemać, że dni, a nawet lata życia tej części społeczeństwa, przeplatane aktami utraty świadomości, jakimi są sny, są doświadczane na poziomie krytycznie niskiej jakości. „Dotykająca setki milionów ludzi w świecie bezsenność nigdy nie bierze się sama z siebie. (...) Jest rezultatem nerwowego, zaganianego, zestresowanego życia codziennego, nieumiejętności zahamowania w porę i wyluzowania się na tyle, aby wyciszony organizm mógł spokojnie zasnąć”.

Ludzie na walizkach i cierpiętnicy codzienności – rezygnacja.
Stres, z jakim mierzymy się co dzień, przestaje być istotny w obliczu śmierci, bólu i straty. Lecz przed doświadczeniem tej ostatniej, ból życia codziennego wydaje się być nie do zniesienia. Ludzie, którzy choć raz zmierzyli się z rozpaczą po tragicznej stracie bliskich, niezaplanowanym samookaleczeniem deformującym ich życie, to zdecydowanie nowa kategoria istnienia. Inaczej spoglądająca na stres „biegu szczurów”, zawiść i zazdrość, będące reakcją na przejmujące „poczucie braku” względem innych. Wspomnianą kategorię istnienia, formę bytu po przemianie, można by nazwać: „ludźmi na walizkach”, pasażerami w poczekalni przed wejściem do innego pociągu. Może tylko znikoma część z tych osób nie będzie chciała skorzystać z nowego biletu, jaki niespodziewanie wręczyło im życie, aby kontynuować podróż. Niezgoda i brak akceptacji na los to klasyczne syndromy bezsenności duchowej, docelowo agonalnej. Rezygnacja i utrata sensu życia tych osób jest jednak, bez względu na przyczynę bólu, tak samo dotkliwa jak cierpiętników codzienności, zaplątanych nieporadnie w sieciach swojego życia.

Bezsenność nie jest chorobą nieuleczalną. Zwykli bohaterowie – ludzie na walizkach.
Ci pierwsi to ofiary „zdarzeń losowych”; po dotkliwej stracie bliskich osób, przypadkowym samookaleczeniu, w oczekiwaniu na śmierć, do której droga prowadzi przez ból. Ci ostatni to zagubieni ludzie, którzy tkwią w letargu, pozbywają się wartości i sensu swojego życia, czasem dokonują nań zamachu. To zdradzający mężowie, nieszczęśliwe żony, samotne kochanki, zdradzone kobiety o niskim poczuciu wartości, ludzie tkwiący w bolesnych układach. Przykładowe historie życia tych ostatnich, całkiem prawdziwe, żyją w opowiadaniach Janusza L. Wiśniewskiego: Sceny z życia za ścianą. Obie grupy łączy dotkliwa bezsenność, stopniowo przenikająca każdą komórkę. W tym aspekcie, bezsenność staje się chorobą życia, której wirusem są lęk, brak akceptacji i poddanie się. Ostatecznie druga grupa z kategorii „ludzi na walizkach” to zwykli ludzie, którzy próbują zaakceptować życie takim, jakie pozostało. Bez heroizmu i wielkich słów, pokornie przyjmują bezsenność i bezsilność jako nieuniknione elementy życia, skutki nieobliczalnych sekwencji wydarzeń. Wywiad z „doświadczoną głębokim bólem” częścią społeczeństwa to wielki dar dla dzisiejszych mieszkańców korporacji budujących sztuczne ścieżki kariery uczuć, samotnych osiedli warszawskich sypialni, ofiar prawdziwych życiowych tragedii zmagających się z poczuciem pustki i osamotnienia, najdotkliwiej odczuwanych między ludźmi.

Tajemnica daru bezsenności.
Składam podziękowania Szymonowi Hołowni za zbiór wywiadów zebrany w Ludziach na walizkach, układający się w powieść o losach ludzkości, o zderzeniu początku z końcem, powierzchownego bezsensu z głębią uzasadnionych poszukiwań. Ci ludzie mają w ręku nowy bilet na inny pociąg i wiedzą, że trzeba z niego skorzystać, że bezsenność może stać się darem tylko wtedy, gdy zaczynamy ją akceptować. Bezsenność, zamiennie niepokój i rozpacz, na płaszczyźnie indywidualnych przeżyć, może stać się darem zrozumienia sensu istnienia i życia „bardziej” dla innych. Bezsenność staje się darem dla wybitnych specjalistów, nadającym motor w poszukiwaniach nowych odpowiedzi: na zagadki funkcjonowania organizmu człowieka, w aspekcie fizjologicznym i psychologicznym oraz w końcu na tajemnicę momentu śmierci, a raczej procesu zakończenia życiowych funkcji. Na wspomnianej płaszczyźnie naukowo-medycznej zauważmy, że mamy do czynienia z rozpoznawaniem i zapobieganiem bólom, fizycznym cierpieniom i sposobom ich znieczulania.

Medyczne wybory moralne. Świata i Polski.
Wnikliwa analiza wywiadów ze specjalistami z dziedziny anestezjologii, pediatrii, neantologii, neurochirurgii i wreszcie filozofii chrześcijańskiej to odmienne spojrzenie na jakość życia w odniesieniu do indywidualnych przejawów chęci i prawa walki o przeżycie każdego z nas. Wypowiedzi lekarzy ujawniają obraz medycznej biurokracji, ukształtowany przez rozporządzenia ministra zdrowia, ograniczenia finansowe służby zdrowia, zasady postępowania i kolejności udzielenia pomocy chorym w sytuacjach kryzysu i masowych tragedii. Rzadko istnieje przestrzeń na indywidualne, moralne wybory. Najbardziej intrygującym jest fakt, że życie i sztuczne, szpitalne warunki przetrwania są wynikową dwóch czynników: zasobności państwa i przyjętych „ustawowo” norm moralnych, ukształtowanych geograficznie przez tradycję i wyznaniowe uwarunkowania kraju. Walka o przetrwanie w sytuacjach przedwczesnych narodzin człowieka, wrodzonego kalectwa i poważnego zagrożenia życia to trzy punkty kulminacyjne ludzkiego istnienia, o których decydują właśnie te czynniki.
Czas na kilka suchych faktów, wynikających z przyjętych regionalnie „norm moralnych”, podanych w formie przekazu telegraficznego. Skrótowo, tak jak wygląda walka fachowców o życie „swoich klientów”, gdy nie ma czasu i miejsca na dywagacje, wybory moralne, sumienie i rozpacz. Spójrzmy na wybory właśnie polskich fachowców.
Wybory anestezjologa. Gdy ból jest nie do zniesienia, lepiej zatruwać organizm znieczulającymi środkami niż pozwolić na narastającą agonię, strach i depresję.
Wybory neantologa. Istnieje sens w ratowaniu życia narodzonego po dwudziestym drugim tygodniu ciąży. Jednak już w Holandii, we Włoszech, w Anglii i we Francji te same parametry jakości życia u noworodków napiętnowanych wadami wrodzonymi wykluczają zasadność dopuszczenia do momentu narodzin. W Kalifornii pozwala się przynajmniej na ich naturalną śmierć zaraz po urodzeniu, w warunkach „opieki komfortu”, czyli umierania w dobrych warunkach. Proces wykluczania słabszych osobników ze społeczeństwa w Europie Zachodniej nazywa się „oczyszczaniem” populacji. Polska w zachodnich kręgach medycznych jest postrzegana jako kraj barbarzyński, walczący o życie napiętnowane błędami genetycznymi, dla którego sama natura nie pozostawia miejsca.
Wybory neurochirurga. Kiedy ostatecznie stwierdzić śmierć człowieka, kogo ratować, gdy brakuje warunków na ocalenie dwóch osób, w jakim etapie walki o życie zakończyć reanimację, aby zdążyć z przeszczepem jeszcze żywych narządów? Czy można okaleczyć człowieka w obliczu dzisiejszej niewiedzy, jeśli za kilka dekad medycyna poradziłaby sobie z jego ułomnością?

„Regionalne zarządzanie darem życia”.
Granice sensu ratowania ludzkiego istnienia ponownie zostają uwarunkowane stopniem konsumpcyjnego trybu życia. Życie nabiera innej wartości w Afryce, innej na Dalekim Wschodzie i na kontynencie amerykańskim, lecz chyba najmniejszej w zachodnio-europejskich cywilizacjach żyjących „na czas”.

Moja dzisiejsza bezsenność nie wynika ze stresujących informacji, które pojawiają się codziennie w wieczornych wiadomościach oraz ze zwykłego przejadania się przed snem, „zapijanego” mocną herbatą czy kawą. Moja bezsenność to niepokój duszy, odzywający się za każdym razem, gdy dopuszczam świadomość o ulotności chwili, przypadkowości losu i nieoczekiwanej konieczności zmierzenia się ze swoimi ludzkimi strachami, fobiami, lękami. O zagrożeniu życia i szansach przetrwania, które składamy w ręce innych ludzi. O zaufaniu do służby medycznej, której odruchy ratowania życia są ograniczone przez regionalnie obowiązujące normy moralne. Błędy istnienia są jednak wkalkulowane w nasze życie. Ta sama bezsenność dotyka nas rozmaicie, zmienia się w czasie. Przemijanie to jedyna, najprostsza i wcale niepozbawiona sensu, recepta na życie w akceptacji. Jest 5 nad ranem. Czas ponownie zasnąć.

Źródła:

  • Ludzie na walizkach Szymona Hołowni
  • Sceny z życia za ścianą Janusza L. Wiśniewskiego
  • www2.wum.edu.pl/rzecznik/files/rzecznik/napisali_o_nas/2008/.../8-04 03_POLSKA__G__OS_WIELKOPOLSKI_18484419.pdf