Jagoda Mytych


SKĄD POCIĄG DO METRA?

Tajemna historia Moskwy Ekateriny Sedii, która właśnie pojawiła się w księgarniach, reklamowana jest jako koktajl w równych częściach złożony z Bułhakowa i Gaimana. Czy za sprawą czytelniczej destylacji rzeczywiście otrzymamy dwa eliksiry w proporcji 1:1? Tak samo niełatwo ocenić, czy Neil Gaiman, firmując książkę słowami „piękna, niepokojąca książka, która robi dla Moskwy to, co jak mam nadzieję, moje Nigdziebądź zrobiło dla Londynu”, nie przecenia roli własnej powieści lub talentu Sedii. Aby się o tym przekonać, należy wsiąść na niekoniecznie istniejącej stacji londyńskiego metra z egzemplarzem Nigdziebądź, a potem z rodowitą moskwiczanką, mieszkającą obecnie w New Jersey, zgłębić tajemną historię stolicy Rosji. Być może na którymś z ponurych peronów spotkamy samego Mistrza Bułhakowa.

Magia i metro

W ostatnim czasie niezwykle popularne stały się socjologiczne badania nad miastem i przestrzenią miejską. Miasto traktuje się w nich w sposób organiczny. Niektóre miasta są lepsze, inne gorsze do życia. Jedne bardziej sprzyjają szczęściu, a inne kreatywności. Są miasta kultowe – jak Nowy Jork i miasta elitarne – jak Paryż. Są też miasta dobre na fabułę powieści fantasy. Według Gaimana taki jest Londyn. Ekaterina Sedia dostrzega ten potencjał w Moskwie.

Co musi być w mieście, żeby zechciały się w nim zagnieździć czary? Miejsca ukryte, niedostępne, a najlepiej podziemne. W mieście musi istnieć metro! I to nie jedna skromna nitka – gdyby tak było, już dawno ktoś wpadłyby w magiczne wrota między Młocinami a Kabatami. Chodzi o prawdziwe, rozgałęzione metro, które kryje w swoich wnętrznościach wysłużone i zapomniane stacje. To na nich zatrzymuje się Magia.

„Czuła (...) ukłucie zawodu, gdy siedziała godzinami na stacji metra, obserwując czarną dziurę tunelu, czekając, aż coś się wydarzy. Nie wiedziała, co czyni kolej podziemną takim magicznym miejscem – może tylko fakt, że tunele są wyryte w mrocznym, wilgotnym sercu Ziemi. Ona jednak wierzyła, że stanowią wejście do ukrytego świata, do którego mogłaby uciec...” – myślała bohaterka Tajemnej historii Rosji i się nie myliła.

Zaskakującego odkrycia w metrze dokonuje również bohater Gaimana:

„Podłogę zaścielała słoma, rozrzucona na warstwie suchych trzcin. W wielkim kominku wesoło trzaskał jasny ogień. Wokół wałęsało się kilka kur dziobiących nieśpiesznie okruchy. Na krzesłach leżały ręcznie haftowane poduszki. Ściany i okna pokrywały gobeliny. (...) Najbliższym człowiekiem był niski podstarzały rycerz (...). Po drugiej stronie wagonu stary sokolnik z zakapturzonym sokołem na przegubie ręki wymieniał gładkie słówka z grupą dam dość nieświeżej daty (niektóre przekroczyły też datę przydatności do spożycia). (...) Herold uniósł trąbę i odegrał fałszywą fanfarę. W drzwiach następnego przedziału stanął ogromny starszy mężczyzna w obszernym, podszytym futrem szlafroku i dywanikowych kapciach. Rękę wspierał na ramieniu błazna w obdartym stroju”.

W sumie wyglądało to tak, jakby ktoś zebrał mały średniowieczny dwór i umieścił, jak najlepiej potrafił, w wagoniku metra.

„Hrabiowski Dwór, pomyślał Richard. Oczywiście. A potem zaczął się zastanawiać. Baron's Court, Ravenscourt (nazwy stacji londyńskiego metra, Hrabiowski Dwór to inaczej Earl's Court – przyp. JM)… Czy na Dworze Barona naprawdę jest baron, a na Kruczym Dworze kruk?”.

Jak się okazało – nie jest to wykluczone.

W obu książkach metro odgrywa rolę przedpokoju między tym, co rzeczywiste i zdroworozsądkowe, a tym, co magiczne i niecodzienne. W obu miastach, ze względu na ich rozmiary, metro jest istotnym środkiem transportu. Nic dziwnego, że Gaiman, a później kopiująca jego pomysł Sedia, wykorzystali je jako ważny motyw swoich fabuł.

Moskwa bądź Londyn

Londyn: Richard Oliver Mayher, bohater Nigdziebądź, był tak samo typowym przedstawicielem „białych kołnierzyków” jak główny bohater Matriksa, zanim nie zdecydował się na czerwoną pigułkę. I co więcej, Richard naprawdę nie szukał kłopotów. Był pantoflarzem, nie wychylał się, a już na pewno nie podejrzewał, że w mieście, w którym jako tako się orientuje dzięki znajomości planów metra, istnieje inne miasto. A właściwie, że to są dwa równoważne miasta – Londyn Nad, w którym żył, i Londyn Pod, podziemie zamieszkane przez ludzi, „którzy zniknęli w szczelinach świata” – chcąc nie chcąc, Richard zostanie jednym z nich. A stało się tak za sprawą tajemniczych Drzwi. Nie otwierały one zejścia do podziemi – przynajmniej nie dosłownie i nie bezpośrednio. Drzwi (Lady Dee) miała na imię ranna dziewczyna, którą Richard znalazł na ulicy i wbrew protestom swojej w każdym calu nad-londyńskiej narzeczonej Jessiki, zabrał do mieszkania. To było wtedy, gdy miał intratną pracę w inwestycjach (choć kolekcja figurek trolli mieszkająca na jego biurku nie dodawała mu wiarygodności), niewyobrażalnie piękną narzeczoną i jak to określał – sensowne życie. Jak tylko rany nieznajomej zaczęły się goić, Richard stracił narzeczoną, miejsce zatrudnienia i własną tożsamość. W nadziei, że odzyska swoje dawne życie albo że chociaż uda mu się ujść z życiem przed sadystycznymi mordercami – Croupem i Vandemarem, dołącza do świty Lady Drzwi (ochraniającej jej Łowczyni, którą pierwotnie wziął za prostytutkę), Markiza de Carabasa (tak! skojarzenia z Kotem w Butach są na miejscu) i Starego Baileya, który handluje ptakami oraz informacjami i wyrusza wraz z nimi w podróż po londyńskich podziemiach, gdzie ludzie i im podobni oddają cześć szczurom.

Moskwa: W przeciwieństwie do Richarda, Galina nigdy nie prowadziła tak zwanego normalnego życia. Podejrzewaną o schizofrenię dziewczynę faszerowano w szpitalu psychiatrycznym koktajlami sulfazynowo-neuroleptycznymi, a nikt z bliskich nie dostrzegał, że w ramach autoagresji przypala nad świeczką koniuszki palców. Nigdy też nie poradziła sobie z odrzuceniem przez matkę i w głębi serca zazdrościła młodszej, ukochanej przez wszystkich Maszy. Aż pewnego dnia siostra rodzi dziecko, zamienia się w kawkę i odlatuje. Tyle że widziała to tylko Galina. Dziewczyna poznaje Jakowa – policjanta, który również był świadkiem dziwnego przeobrażenia człowieka w ptaka i zajmuje się teraz zaginięciami, do których masowo dochodzi w całym kraju; razem starają się wyjaśnić zagadkę. Pomaga im Fiodor, artysta samouk pomieszkujący na moskiewskich ulicach (zwłaszcza upodobał sobie znaną skądinąd z Fatalnych jaj ulicę Hercena) lub wśród Cyganów. To on zaprowadzi Galinę i Jakowa do przejścia ukrytego na stacji metra Arbatskaja („Metro, pomyślała Galina. Zawsze wiedziała, że to będzie metro”), które prowadzi do podziemnego miasta. W jego karczmie pracuje uznany za zmarłego dziadek Jakowa. Za tym, że jest zmarły, przemawia fakt, że nie postarzał się ani trochę od 1937 roku i nalewa grzane wino dla zazwyczaj zmarzniętych rusałek. „Dawniej irytowała go nieobecność brownies i innych angielskich duszków (dziadek Jakowa – David jest rodowitym Brytyjczykiem – przyp. JM), ale z czasem pokochał ich słowiańskie odpowiedniki, choć zwykle były bezużyteczne i mocno pokręcone”. Tutaj, zanim rozwikłają zagadkę zniknięcia siostry Galiny, poznają barwne spektrum mieszkańców podziemia, m.in. Niebiańską Krowę Zemunę, długorzęsego Wija czy nieśmiertelnego (cały trik polega na tym, że bardzo dobrze ukrył swoją śmierć) i wskrzeszającego zmarłych Kościeja.

Wciąż chcemy wpadać do króliczej dziury

Dwóch pisarzy, dwa miasta, dwa metra i jedno pytanie – skąd ta fascynacja podziemnym życiem miasta? Skąd miasto pod miastem?

Jedna z odpowiedzi mogłaby stanowić jednocześnie zarzut pod adresem twórców fabuły. Autorzy za słabo poznali nadziemną topografię opisywanych miast. Z pewnością nie jest Nigdziebądź drugim Ulissesem, jeśli chodzi o rangę turystyczną. A dla Londynu takim „pisarzem miejsc” chyba na zawsze pozostanie Dickens. U Gaimana brakuje szczegółowych opisów miasta – tak jakby autor, który już jakiś czas temu przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, nie zadał sobie trudu odmalowania specyfiki Londynu. Jest coś o problemach, jakich nastręcza zdobycie taksówki i coś o prasie Ruperta Murdocha, na kartach książki odwiedzamy kilka szacownych brytyjskich muzeów i Harrodsa, czyli wszystko, co każdy nigdy niezwiedzający, nieuczący się języka ani nieszukający tam zarobku Polak o Londynie i tak wie. Gaimana ratuje mapa metra. Być może to ta sama, którą jeden z jego bohaterów, Markiz, odkupił od grajka w zamian za zdradzenie czarującej melodii, którą napisał sam nauczyciel Merlina (koniec końców, grajek o mały włos nie został stratowany przez ludzi chcących darować mu monety). W Londynie Pod pisarza nie ogranicza nic oprócz jego własnej wyobraźni. A tą został obdarzony dość hojnie.

Moskwa Ekateriny Sedii to także przede wszystkich krajobraz Pod. Oprócz paru elementów wskazujących na nowy kapitalistyczny kurs, jaki obrała Rosja (m.in. McDonalds w centrum historycznego miasta), poznajemy przede wszystkim alternatywne podziemie. Bez wątpienia w tym magicznym napoju Gaiman jest mocno stężony, a doprawiono go nie tyle czarami i sztuczkami z Mistrza i Małgorzaty, co szczyptą realizmu magicznego i klimatu znanego widzom z Labiryntu Fauna. Książkę czyta się dobrze, co wróży kolejne repliki w kolejnych skomunikowanych metrem miastach – być może nawet reklamowane procentowym udziałem samej Ekateriny Sedii.

Wygląda więc na to, że ludzie wciąż chcą wpadać do króliczej dziury. Wciąż nie do końca akceptują swoją dorosłość i racjonalność i jeśli na ich drodze pojawi się coś, co choć w nikłym stopniu może być obietnicą dziecięcej przygody (gadający królik czy mknący pod miastem pociąg), gotowi są wskoczyć za nim w głębsze lub płytsze podziemia literackiej fikcji. Swoją drogą, nadziemna kolejka nie mogłaby spełniać takich celów, mimo że domek na drzewie (Harfa traw) jak najbardziej się do tego nadawał.

W czasach Bułhakowa Magia mogła spokojnie egzystować na jednej płaszczyźnie z ludźmi, a Woland bezpiecznie spacerował po ulicach, ale nowoczesne miasta stały się zagrożeniem nawet dla współczesnych im mieszkańców, nie wspominając już o gościach z „drugiej strony lustra”. Może dlatego zeszli oni do urbanistycznych podziemi, a jak zauważa Galina, chociaż nawet tam nie mogą czuć się jak u siebie:

„Obojętne, jak dalekie i magiczne będzie jakieś miejsce, zawsze pojawią się trupy i potężnie umięśnieni brutale, którzy wszystko zepsują. Obojętne, jak piękny jest widok z dachu, zawsze splugawią go puste butelki, zgniecione filtry papierosów, brudne szmaty i zapach potu (...). Nie chciała wyobrażać sobie podziemnego świata jako mroczniejszej, bardziej zakurzonej kopii tego, co leżało ponad nim. A jednak tylko o tym potrafiła myśleć”.

Pojawienie się w powieści Magii to zawsze forma eskapizmu. Ucieczki przed otaczającym systemem, niezgody na zmiany społeczne czy buntu przed ograniczającą nas rolą społeczną. Gdy do Labiryntu wjadą buldożery, Alicja i jej przyjaciele zamieszkają w podmiejskich kanałach i stacjach metra. A tam czeka na nią niejedna magiczna postać.

Jeśli chodzi o obecność Bułhakowa w tej nowej, tajemnej Moskwie... „Burza przeminęła już bez śladu i, przerzucona łukiem ponad całą Moskwę, trwała na niebie wielobarwna tęcza, piła wodę z rzeki Moskwy. Wysoko na wzgórzu, między dwiema kępami krzaków, widać było trzy ciemne sylwetki” – pewnie do nich dołączył, spacerując dumnie ponad kanałami miasta i tunelami metra.

 

Ekaterina Sedia: Tajemna historia Moskwy, MAG, Warszawa 2008

Neil Gaiman: Nigdziebądź, MAG, Warszawa 2006